wtorek, 25 kwietnia 2017
Na drodze do dojrzałości
Przeszkadza mi, że w wieku 40 lat wciąż mam mamę. Czy w pełni dojrzały człowiek może być wciąż dzieckiem? Nie chodzi mi o troskę o starszych czy o tych co kochamy a chodzi mi raczej o przeszkodę w głowie, psychologiczną( i znów te uparte i stare myśli w głowie), która przekłada się na realne zachowania - kontrola, wpływanie, narzucanie itd...
Kabała słusznie mówi, że jako jednostka możemy osiągnąć doskonałość tylko we wzajemnych relacjach z innymi. Jesteśmy jak jeden wielki organizm i nasza rola, jako jednostki w tym organizmie zwanym " ludzkość", jest już z góry zaplanowana i rozpoznajmy siebie i tę rolę właśnie w wzajemnych relacjach. Tak więc wszelkie odosobnienia wcale nie są drogą do rozwoju :-)
No tak, ale relacje mogą również blokować rozwój, zwłaszcza relacje wynikające ze sztucznych, hierarchicznych systemów, tradycji, ideologii,ideałów.
Nadopiekuńcza, wieczna mama to moim zdaniem przeszkoda nie tylko na drodze do doskonałości, ale również dla zdrowych relacji. Ale pójdźmy dalej. Czy mogę stać się dojrzałym obywatelem, suwerenem jak mam premiera, który cały czas jest nadopiekuńczy, uważa mnie za niekompetentnego i sam wie co jest dla mnie najlepsze? Nie macie poczucie, że nie mamy realnych narzędzi sprawowania władzy jako suweren, bo wszystko jest tak ułożone, że niby jest wolność i demokracja, ale tak na prawdę iluzoryczna?
Czy mogę mieć relacje z Bogiem jak jest religia i ksiądz. Czy chodząc do Kościoła mamy relację z Bogiem czy z czyjąś wizją Boga? Czy ludzie skłoni są uznać nasze relacje z Bogiem poza Kościołem i bez księdza? Dla mnie duchowość to intymna relacja z Bogiem, z tym co niepojęte, tym co jest we mnie i tylko we mnie. Czy ksiądz tak jak wieczna mama i premier nie stoją na drodze do dojrzałości, doskonałości i naszego przeznaczenia?
Czy wszelkie ideologie i teorie, która narzucają nam role nie są przeszkodą do dojrzałości? Tzw. przywódcy mają wizję a my mamy wpasować się w ich imaginacje. Marketing, reklama, media, szkoły, religie to narzędzia programowania nas do realizacji tych wizji! To jak sztuka w teatrze- nie ma miejsca na bycie sobą trzeba udawać i poddać się woli scenarzysty i reżysera.
Ostatnio natchnął mnie David. R. Hawkins w książce "Dissolving the ego " mówiąc, że nasz mózg, umysł niejako zaczyna jako pusty i dlatego ma wciąż nieodparte pragnienie, aby coś zdobyć i się napełnić. Człowiek na usługach " pustego" umysłu, wciąż coś pragnie i potrzebuje. I te pragnienia z pewnością nas rozwijają. Ale ten rozwój jest na zewnątrz ( próbujemy napełnić się materialnie - pamiętajmy, że myśli też są materialne )a nie wewnątrz. Tu pozostaliśmy na niezmienionym poziomie. A życie jest już gotowe, pełne i nie trzeba niczego napełniać. To iluzja naszych " pustych" umysłów, że wciąż musimy coś wymyślać, aby było lepiej, więcej, pełniej... Nowe teorie, nowe idee, nowe systemy...
A gdyby zaufać, że żyjemy w obfitości. Zaufać sobie i innym, niczego nie kontrolować, odpuścić. Nie tworzyć ideologii, teorii tylko na bieżąco, codziennie wspierać życie, doskonalić się we wzajemnych relacjach. Wolność i równość w obfitości jest taka naturalna. Te nasze sztuczne systemy i relacje nie wspierają życia wręcz przeciwnie stoją na przeszkodzie. A każda przeszkoda musi w końcu wybuchnąć i pojawia się kryzys.
Elżbieta Rogalewicz
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz